| 
 Kolejny piękny dzień. Dzięki temu, że na Andamanach panuje ta sama strefa czasowa co w całych Indiach, a wyspy są ponad 1100 km na wschód od kontynentu, o 4 rano jest już dzień, a o 8 wydaje się, że to południe. Oczywiście o 4 po południu jest już noc :)
 
  
- 
pobudka o czwartej, aby zdążyć na prom 
 
- 
zamieszanie z rachunkiem, c.d. Okazało się, że mimo zapewnieni recepcjonisty, nadal nikt nie jest w stanie anulować podwójnego rachunku :) Kupiliśmy specjalne bilety/wejściówki na uroczystą kolację z okazji Diwali, a mimo to policzono, że korzystaliśmy ze "standardowego" bufetu kolacyjnego. Przypuszczam, że problem wynika z tego, że nikt nie ma uprawnień do naciśnięcia "delete" w komputerze, albo programista nie przewidział takiej możliwości. 
 
- 
punktualnie 5:15 wyjazd pojawia się autko lokalnego biura podróży, które przewiezie nas do portu. 
  
 
- 
W porcie już tłoczno. Bilety na nas czekają. Poznajemy nowego pracownika biura, ma na imię Abishake i będzie nam towarzyszył na promie i być może na wyspie - tutaj nie ma nic pewnego. Do ostatniej chwili nie wiadomo którym promem płyniemy, ale dzięki towarzystwu miejscowego opiekuna poranek przebiega bezstresowo.
 
   
 
- 
Okazuje się, że mamy 6 osobową kabinę - chyba najdroższa jaka jest an promie. Poznajemy hinduskich turystów. Młode małżeństwo, które na co dzień mieszka w Londynie, oraz mama, ciocia i dwójka małych dzieci. Co ciekawe, oni uwielbiają się "schładzać" klimatyzacją. Dla nas to trochę za zimno i wychodzimy na pokład, aby cieszyć się widokami, obserwować latające ryby (w tą stronę nie było żadnej) i poznać innych współpodróżnych.
 
   
 
- 
Havelock wygląda fantastycznie. Port jest znacznie mniejszy, zabudowań murowanych prawie nie ma, mnóstwo kolorowych łódek na brzegu. Czeka już na nas mała taksówka z kierowcą Ajitem. Abishake mówi, że obecnie nas zostawia i zajmie się nami Ajit, a on powrotnym rejsem płynie promem do Port Blair (jak się później okaże, odpłynie po 3 dniach - pewnie bardziej się kalkuluje odsprzedać bilety) 
 
- 
Transport do hotelu trwa kilkanaście minut. Umawiamy się, ze jeszcze tego samego dnia popłyniemy na Elephant Beach. W sumie jest dopiero 9 rano. 
 
- 
Zjawiamy się w recepcji hotelu Wild Orchid. Perfekcyjnie miła obsługa. Zgodnie z hinduska tradycją zostawiamy buty (klapki) przed wejściem i korzystamy ze śniadania, ponieważ nasz pokój/chatka jest właśnie przygotowywana. Na śniadanie woda kokosowa i do wyboru omlet lub tosty z dżemem. Restauracja nie ma ścian, a jedynie dach - no ale w tym klimacie to warunki wręcz wymarzone na spędzanie czasu. 
 
  
 
  
 
   
 
- 
Zanim skończyliśmy śniadanie, pokój jest gotowy. jesteśmy mile zaskoczeni jak czyste są pokoje,  nawet jak na europejskie 	warunki. Wykonanie łazienki mogłoby być bardziej staranne, ale i tak w porównaniu do hotelu w Port Blair jest bardzo duża różnica.
 
   
 
- 
Co ciekawe nie ma jaszczurek, ale nie  ma też insektów w 	pokojach - jedną jaszczurkę spotkaliśmy na tablicy 	 informacyjnej w recepcji, ale tam wieczorami jest więcej latającego 	 pożywienia. Jeśli znana jest rola i zwyczaje jaszczurek, budzą 	one  sympatie. 
 
- 
W pokoju klimatyzacja, wiatraki, 	baldachim z moskitierą nad łóżkiem,  której i tak nie 	używaliśmy, ciepła woda, jest nawet rodzaj sejfu -  zamykana na 	porządny kluczyk część szafy. W kontakcie płyn zabijający 	 insekty - jeśli ktoś jedzie do tańszego hotelu, najlepiej 	zabrać takie  urządzenie ze sobą. Jest nawet lustro, telewizora 	nie ma. Warunki perfekcyjne.
 
   
 
- 
Przed domkiem hamak, parasolka 	przeciwsłoneczna do zabrania na  przechadzki. Warunki idealne.  
 
- 
Jest dopiero 9 rano więc w oczekiwaniu na kierowcę sprawdzamy jak wygląda plaża - jak wszystko tutaj, jest idealna. Później okaże się, że o różnych porach dnia wygląda inaczej. 
 
- Kierowca jest punktualny - co do minuty, i upewnia się , czy się nie spóźnił. Być może wynika to ze stereotypu, że w Indiach nic nie jest punktualnie - nasz kierowca zawsze był dokładnie o tej porze o której byliśmy umówieni. 
 Okazuje się, że Abishake jednak nie popłynął i popłynie po południu. 
- 
W porcie korzystamy z pomocy Abishake, aby wynegocjować dobra cenę za banany. 10 rupii za kiść. Banany małe, słodkie - prawie jak jabłka. 
 
- 
prywatna łódka na elephant beach
  
 
   
 
- 
najładniejsza rafa na andamanach 
 
- 
snorkeling 
 
- 
powrót do portu 
 
- 
wizyta w szkole nurkowej Barefoot. 	Warto wziąć ich cennik, bo to  również doskonała mapka wyspy, 	bardzo przydatna szczególnie przy  wizycie na „main market". 
 
- 
zanik napięcia, ciemność, 	latarki 
 
- 
generator hotelowy, niskie 	napięcie bez AC 
 
- 
na kolację dobra ryba, naan, ser 	w curry, do tego drinki - koszt ok.  850 rupii (duużo) 
 
  |