| 
 Kilka mitów o Indiach, które nie mają przełożenia na rzeczywistość 
Być może nasze spostrzeżenia wynikają z faktu, że najpierw odwiedziliśmy Andamany - a to trochę inne Indie. Poza tym również na kontynencie spędzaliśmy czas raczej w lepszych hotelach i dzielnicach. 
- 
mit: jest brudno - fakt: nasze 	pokoje, restauracja były bardzo  czyste, alejki hotelowe. Nawet 	rozważając standardy europejskie, jeśli  rozważymy mniejsze 	hotele. 
 
- 
Mit: jest dużo insektów - 	fakt: w pokoju nie stwierdziliśmy ani  jednego osobnika, nie licząc 	jednego pająka w hotelu w Port Blair, ale  generalnie hotel jest 	prawdopodobnie pod opieką rządu a nie prywatnych i  widać pewne 	niedociągnięcia. Wychodząc wieczorem zawsze smarowaliśmy  się 	preparatem przeciwko komarom - nieco prewencyjnie. Skuteczny 	 środek to Muga. Komary mogą się pojawić w lesie i wieczorem - 	 odnotowałem jedno ugryzienie kiedy nie zastosowałem środka, bo 	 wyruszyliśmy z hotelu jak było jasno i wstąpiliśmy do bazy 	nurkowej  Barefoots, która akurat była w miejscu gdzie komary 	latały. 
  
 
- 
Mit: psy są niebezpieczne. Fakt: 	z psami nie ma żadnego problemu.  Większość czasu widać je 	gdzieś wylegujące się. Czasami towarzyszą w  podróży, ale nie 	narzucają się.
   
 
- 
Mit: trzeba się mocno targować. 	Fakt: większość cen na Havelock była  cenami urzędowymi, albo 	uczciwymi cenami za produkty i od razu była  podawana cena finalna. 	W kilku przypadkach, kiedy zapytało się o cenę w  miejscu gdzie 	jest dużo turystów podawana była 2x większa, ale zwykle  	dotyczyło to produktów tańszych, np. wody kokosowej, więc nawet 	 przepłacając traciło się mniej niż 1 zł. Zawsze można 	powiedzieć, że  jest drogo i obserwować reakcję sprzedawcy. Warto 	też zapoznać się z  cenami pytając wcześniej w recepcji 	hotelowej (i potwierdzić na wszelki  wypadek w innym źródle). W 	hotelu Wild Orchid wszystkie ceny były  „fixed", napiwków w 	restauracji nikt nie oczekiwał bo płaci się za  wszystko przy 	wyjeździe. 
 
- 
Przykładowe ceny: transport 	rikszą, ok. 15-30 rupii, tutaj trzeba  negocjować, ale 30 rupii to 	ok 2.50PLN; kiść bananów, ok 1 kg - 20  rupii; obiad dla dwóch 	osób w prywatnej budce na targu (smaczny,  zdrowy, wbrew pierwszemu 	wrażeniu) - 135 rupii (w tym 2x sok z  australijskich pomarańczy 	po 20 rupii szklanka); posiłek w dobrym  hotelu, od 200 rupii za 	danie (lepiej jeść „na mieście") 
 
- 
mit: jedzenie może być 	niebezpieczne; fakt: dopiero w 3 dzień  zdecydowaliśmy się na 	zjedzenie w tradycyjnej budce i to była spóźniona  decyzja. 	Większość budek nie robi dobrego wrażenia, ale są prowadzone  	przez właścicieli, a ze względu na dużą konkurencję bardzo 	starają się  oni o to aby gość był zadowolony. Należy iść tam 	gdzie są inne osoby,  na pewno będzie tam dobrze i zdrowo, a do 	tego można wymienić z  właścicielem wiele ciekawych spostrzeżeń. 	W wielu miejscach jest karta  dań po angielsku z ustalonymi cenami.
 
   
 
- 
Mit: hindusi są nachalni; fakt: 	nikt nas ani razu nie zaczepił,  kilka razy ktoś zaproponował 	posiłek w jego restauracji (np.  bezpośrednio przy targu rybnym 	właściciel małej budki powiedział, że u  niego przyrządza się 	ryby bezpośrednio z targu). Kilka razy, dyskretnie  spytano nas, czy 	nie mielibyśmy ochoty wypożyczyć skutera, rowera,  skutera albo 	wieczorem wyjechać na ryby, ale nie ma to nic wspólnego z  	nagabywaniem, jakie znamy np. z krajów arabskich. 
 
- 
Mit: wszyscy oczekują napiwków; 	fakt: generalnie napiwki staraliśmy  się dawać, ale nie byłoby 	problemów, gdybyśmy tylko powiedzieli  „dziękuję". Jeśli 	jednak zdamy sobie, sprawę, że 10 rupii to ok 67  groszy, a dla 	nich to wymierna suma, przyjemnie jest zostawić napiwek. 
 
- 
Mit: hindusi oszukują; fakt: nam 	żadne oszustwo się nie przytrafiło.  Raz przy ustalonej cenie 20 	rupii za transport rikszarz z 50 chciał  wydać 20, ale wystarczy 	zwrócić uwagę i brakujące 10 zostało wydane.  Być może 	wynikało to z faktu, że pierwsza podana cena to było 30 rupii -  	ale akurat w tym przypadku 20 było ceną odpowiednią jak za 	przewóz  turysty, więc o resztę się upomnieliśmy. 
 
- 
Mit: za każde zdjęcie trzeba 	płacić; fakt: my nie płaciliśmy za  żadne. Nie wolno przy tym 	być zbyt „agresywnym" i starać się wyczuć,  czy można zrobić 	zdjęcie. Warto też zapytać. My z odmową spotkaliśmy  się tylko 	raz, kiedy spytaliśmy o możliwość zrobienia zdjęcia  dziewczynki 	wracające ze szkoły w ładnych biało zielonych strojach. 	 Odpowiedziały grzecznie z uśmiechem, że nie i można było 	wywnioskować,  że pytało je o to już wiele osób. 
 
- 
FAKTY: po 3 dniach wiemy już, że 	kilka faktów warto uwzględnić. Cenę  za przejazd należy 	negocjować zanim ruszymy - nie ma z tym żadnego  problemu. Jeśli 	mamy bilety na prom, to nie znaczy, że prom nas  zabierze. Tutaj 	przydaje się taksówkarz lub przewodnik. Okazało się, że  nasze 	bilety są na zupełnie inne nazwiska. Nazwa łodzi, która 	 przypłynęła była różna od tej która nas zabrała i kapitan 	stwierdził,  że zabiera tylko te osoby, które mają bilety w 	kolorze różowym. Nasz  przewodnik trzymał dla nas bilety w kolorze 	niebieskim.
 
  
  Tłum  hinduskich turystów prawie walczył z obsługą, 	a po chwili z policjantem  który trzymał kij. Nam przewodnik kazał 	czekać i postawić bagaże na  ziemi. Po chwili statek przy którym 	czekaliśmy zaczął odpływać. Wtedy  drugi z naszych opiekunów 	zawołał nas na drugi prom, gdzie kapitan  zabrał wszystkie osoby z 	niebieskimi biletami. Ogłoszono jedynie, że  pasażerowie bez 	biletów nie mogą zajmować miejsc siedzących, co  większość 	zignorowała szukając odpowiednich miejsc w kabinach i w  głównej 	sali z fotelami. My zajęliśmy miejsca gdzieś w przejściu, 	 prawdopodobnie na progu wyjściowym ze statku. Po chwili ktoś nam 	 powiedział, że są jeszcze miejsca siedzące na dolnym pokładzie, 	ale w  sumie nie mieliśmy potrzeby zmiany miejsca. 
 
  |